W weekend 1-3 lipca na Jurze Krakowsko – Częstochowskiej odbył się „Puchar Wawelu” w biegu na orientację. Centrum zawodów skoncentrowane było w malutkiej wiosce o wdzięcznej nazwie Żelazko,
jakby ktoś się nie orientował, niedaleko Ogrodzieńca. Zawody składały się z trzech etapów. Start do pierwszych dwóch rozgrywany był metodą interwałową a trzeciego handikapową.
Krótko o terenie: góry, skały, skały i góry i trochę zielonego, czyli było się gdzie zmęczyć.
Barwy ENTRE.PL Teamu reprezentowali: Ibex, który biegał w kategorii M 35 i ja, czyli Suchy startujący w kategorii M 21 A, chociaż wg przepisów PZBnO nie mogłem, ale co tam, No Risk – No Fun!
W Żelazku zameldowałem się kilkanaście minut po 3 rano, o 3:48 się położyłem a po 7 znów byłem w gotowości.
Pierwszy etap: 8920m (w linii napowietrznej), 330m przewyższenia i 21 punktów kontrolnych. Wystartowałem… pierwsze punkty spokojnie, uważnie, bez błędnie, ale …na 6 zamiast ~1’30 ja musiałem pozwiedzać okoliczne pola i lasy i zajęło mi to 10’18, w tym momencie było już po zawodach. Kolejny błąd to przebieg z 12 na 13 pk, znów zamiast lecieć ok. 3’ ja hasałem 11’15…szkoda gadać. Na mecie zameldowałem się po 86’03 i ulokowałem się na 10 pozycji. Dla ciekawości Hrmax = 205 a średnie 187.
Etap drugi: trasa trochę krótsza, ale za to więcej pod górę. 6980m w tym 390m przewyższenia i 18 punktów do zaliczenia. Zacząłem znów spokojnie, ale chwila dekoncentracji na przebiegu 6-7 i wyszło kosmiczne 17’29 zamiast ~5’, reszta w miarę czysto, chociaż było kilka małych wahnięć w sumie jeszcze na ~2-3’. Czas 81’22 a miejsce znów 10. Hrmax 204, średnie 175. Po dwóch etapach byłem na 11 miejscu, do dziesiątego miałem straty ciut ponad pół minuty, do 9 kilka, nie pamiętam ile.
Handicap: 7880m, 315 w górę i 20 punktów po drodze. Mój cel był taki: wejść
w dychę. Przed pierwszym punktem już minąłem dziesiątego, więc było całkiem fajnie. Szedłem spokojnie, ale znów się zamyśliłem i dziecinny błąd na 10 punkt, biegałem w kółko skały i gdybym popatrzał dobrze na opis, bym bez problemu trafił, ale cóż… Dalsze punkty spokojnie, po kolei, z nóżki na nóżkę, z uśmiechem na twarzy. Doczłapałem się na metę po 73’04 (dokładnie tyle, ile mam na połówkę) i z 11 wskoczyłem na 9 miejsce z 8 czasem dnia, Hrmax jedyne 201 a średnie 179.
Podsumowując zawody: fizycznie nie było aż tak śle, ale kontuzja i brak treningów jednak dały znać o sobie. Brak obiegania na mapie: błędy techniczne, brak prędkości na „miękkim” i na skałkach. Na drogach spokojnie szedłem swoje i odchodziłem chłopakom, ale gdy wchodziliśmy w las… zostawałem w tyle. Doszedłem do wniosku, że trzeba będzie, co jakiś czas „pobiegać mapę” i wystartować, co jakiś czas w lesie. Nie ma, jak orienteering.