23-07-2008 Ironman Frankfurt, 6 lipca 2008 r.
Ironman we Frankfurcie to największy triathlon na długim dystansie w Europie. 2300 zawodników, 2300 rowerów, kilkadziesiąt tysięcy podanych bidonów na trasie kolarskiej, pół miliona kibiców.
Strefa zmian T1, 2300 rowerów
Dla wielu, którzy brali udział w największych europejskich maratonach, liczba zawodników może wydawać się mała. Jednak start do Ironmana to chyba najbardziej porywający widok ze wszystkich dyscyplin sportowych, porównywalny może jedynie do startu największych maratonów – na sygnał startera kilka tysięcy ramion jednocześnie zaczyna młócić wodę.
Zawodnicy udają się na start
Dla obserwującego start z brzegu widok jest imponujący. Perspektywa zawodnika na starcie Ironmana jest zgoła odmienna. Przed startem zawodnicy dryfują ściśnięci między sobą.
2300 zawodników dryfuje w oczekiwaniu na start
Gdy po starcie zaczynają płynąć, pierwsze kilkaset metrów (pływanie odbywa się na dystansie 3800m) jest prawdziwą walką. Zawodnicy uderzają się ramionami, napływają na siebie, popychają się, często zawodnik wręcz kopie innego zirytowany zbyt bliskim kontaktem rywala. Niech dowodem na „kontaktowość” pływania będzie fakt, że po stu metrach pływania straciłem zegarek – jedno z licznych uderzeń ramienia rywali strąciło mi go z ręki. Utrata możliwości pomiaru czasu już na starcie imprezy, która trwa wiele godzin, to chyba szczyt pecha. Na szczęście jakaś siła kazała mi wziąć Polara 710 na start. Ta sama siła kazała mi zapomnieć zdjąć ten zegarek i oddać do torby z rzeczami osobistymi, którą przetransportowano na metę. Zorientowawszy się już po oddaniu tej torby, dosłownie tuż przed startem, że mam na obu przegubach po zegarku, zdjąłem jeden i zostawiłem przy rowerze. Dzięki temu zrządzeniu losu, po utracie jednego czasomierza miałem dostęp do drugiego i mogłem kontrolować czas do końca zawodów.
Tysiące kibiców obserwują start imprezy
Kolejnym etapem Ironmana jest jazda rowerem na dystansie 180 km. Trasa jest dość szybka, choć nie brakuje wymagających podjazdów, a nawet odcinka prowadzącego po kocich łbach przez historyczne centrum jednego z mijanych po drodze miasteczek. Suma podjazdów na trasie rowerowej we Frankfurcie wynosi 1200m. Obsługa zawodników jest perfekcyjna. Co 20km każdy zawodnik ma szansę sięgnąć po podawane przez obsługę jeden lub dwa bidony zawierające najróżniejsze napoje, od izotonicznego przez cole, napój kofeinowy typu Red Bull, czy wodę, oraz po żele, batony energetyczne, owoce. Wszyscy skrzętnie z tej okazji korzystają, mając na uwadze fakt, że w czasie trwającego wiele godzin wysiłku odżywianie staje się poniekąd czwartą dyscypliną Ironmana.
W wielu miejscach zakaz jazdy w grupie był fikcją
W czasie jazdy niedozwolone jest jechanie w grupie, a przepisy bardzo precyzyjnie określają minimalne odległości między zawodnikami i zasady wyprzedzania. Nad przestrzeganiem tych zasad czuwają bardzo liczne poruszające się na motocyklach patrole sędziów, którzy w przypadku złamania przepisów nakładają na zawodników kary - od obowiązku spędzenia 6 minut w tzw. penalty box po dyskwalifikację. Niestety w odróżnieniu od zawodów sprzed 4 lat, w których brałem udział, w tym roku sędziowie niezbyt chętnie korzystali ze swych uprawnień, czego efektem było nagminne łamanie zasady jazdy bez draftingu. Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się tak bezpardonowego stosowania przez zawodników zasady „przepisy sobie, a życie sobie”, zwłaszcza że większość startujących to Niemcy, którzy mają opinię społeczeństwa przestrzegającego ściśle reguł. Po zawodach kolega, który tą dziwną ewolucję zawodników również zauważył skomentował to krótko jako przejaw mieszania się kultur. Jeśli to prawda, to wolałbym widzieć innego rodzaju wpływ kultury społeczeństw nowych członków Unii na kulturę „starej Unii”.
Ostatnim etapem Ironmana, a niektórzy twierdzą, że decydującym*, jest maraton. We Frankfurcie trasa jest szybka, piękna i prowadzi po nabrzeżnych bulwarach Menu. Dla wielu zawodników to prawdziwe wyzwanie, aby po 6 godzinach, 7 godzinach czy 10 godzinach wyczerpującego wysiłku pobiec jeszcze w przyzwoitym czasie pełny maraton. Również ja miałem z tym kłopoty, o czy świadczy choćby fakt, że mój czas w maratonie był o ponad 70 minut gorszy od rekordu życiowego.
Zbyszek Mazurczyk pokonuje ostatnie kilometry maratonu
Ironman we Frankfurcie to impreza warta polecenia. Startujący mają poczucie udziału w imprezie na najwyższym światowym poziomie, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i sportowym. Dowodem na to jest choćby fakt, że wszystkie miejsca na edycję 2009 imprezy zostały sprzedane w ciągu kilku godzin od otwarcia przyjmowania zapisów.
Ostatnie metry Marka Gośdzika do mety - czerwony dywan dla każdego kto pokonał 226 km w wodzie na rowerze i biegiem
Wyniki:
Chris McCormack – 7:59
.
.
Dariusz Olewiński – 9:23 – Darkowi zabrakło 3 minut żeby zakwalifikować się na mistrzostwa świata na Hawaje. Te 3 minuty to jak decydujące ułamki sekund przy krótszych zawodach. To również dowód, że nawet w imprezie trwającej wiele godzin nie można sobie pozwolić na stratę choćby jednej chwili (np. w czasie jazdy na rowerze zwolnić w bufecie, w strefie zmian wykonywać czynności inne niż tylko niezbędnie konieczne).
.
.
Marek Gośdzik – 9:24 – dobry wynik dla debiutanta, przed którym wiele jeszcze lat sięgania wyżej i wyżej;
.
.
.
parę setek entuzjastów triathlonu, mających dużo czasu, żeby trenować i talentu, żeby przełożyć pracowitość na wynik sportowy;
.
.
.
Paweł Zach – 10:22
.
.
.
Zbigniew Mazurczyk – 10:41 – chodzący dowód na to, że nie trenując biegu w ogóle, można podczas Ironmana pokonać maraton w 3 godziny z hakiem;
.
Manfred Klittich – 12:49 – Manfred ma 71 lat; gdy uśmiechnięty wchodził na scenę otrzymał większe brawa niż McCormack; zostawił w tyle parę setek 20-, 30- i 40-latków;
Jerzy Goj – 14:21 – człowiek, który uczy pokory nas wszystkich narzekających na drobne kontuzje; Jerzy po wypadku ma niedowład nogi i 2 grupę inwalidzką. Przed pływaniem przeżywał prawdziwy stres. Stres nie związany z tym, w jakim czasie ukończy, ale czy asekuracja na trasie pływackiej będzie na tyle dobra, że w przypadku bolesnych skurczy łydki, które od czasu wypadku nękają go regularnie i narażają go w czasie pływania w na poważne niebezpieczeństwo, będzie mógł liczyć na szybką pomoc. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, gdy dowiedzieliśmy się, że Jerzy dotarł na metę cały i zdrowy.
*Tezę o tym, że maraton decyduje o sukcesie w Ironmanie obalił ostatecznie kilka lat temu na Hawajach Norman Stadler vel Norminator. Pojechał na rowerze tak szybko, że wszyscy uważali, że „przedobrzył”. Pojawiły się głosy, że w czasie maratonu czołówka przeganiać go będzie niczym samochody furmankę, tymczasem Normi nie stracił podczas maratonu prawie nic ze swojej kilkunastominutowej przewagi. Od tego czasu Ironmani dzielą się na tych, którzy uważają, że „rower decyduje”, na tych, którzy uważają, że „maraton decyduje”, i na tych (do których i autor tego artykułu należy), którzy uważają, że decyduje zrównoważony trening wszystkich trzech konkurencji, składających się na jedną z najpiękniejszych dyscyplin, jakie wymyślił człowiek.
Ironman Team Poland, edycja 2008
Paweł Zach
Dziękuję Agacie Gośdzik za udostępnienie zdjęć
Archiwum
Najnowsze
|