Ustaw jako domową Dodaj do ulubionych Drukuj Wyślij e-mail
ENTRE.PL Team
Zawodnicy
Galerie
Artykuły
Linki
Tapety
Forum
Trasy biegowe

Nagrody

Aktualności

GP Żoliborza 2011 - wyniki
Kupno zdjęć
Konkursy

Strona główna

O nas
Kontakt
Prasa
Regulamin
Statut
Zasady przyjmowania nowych członków
Portfolio
Fanklub

Forum klubowe

E-TRENER
Informacje o trenerze
Trenowani zawodnicy
Pomoc i porady
Artykuły
Kontakt

Zadaj pytanie

Organizowane biegi
V WIELKA URSYNOWSKA
17. Bieg Mikołajkowy - 10km
17. Bieg Mikołajkowy - biegi dzieci
7 Bieg Entre - Integracja
I Żoliborski Cross Nadwiślański
XVI Żoliborski Bieg Mikołajkowy
XVI Żoliborski Bieg Mikołajkowy- dzieci
6. Bieg ENTRE.PL
GP Żoliborza 2011
15 Bieg Mikołajkowy - dzieci
15 Bieg Mikołajkowy - dorośli
V Bieg ENTRE.PL - dzieci
V Bieg ENTRE.PL - dorośli
14 Bieg Mikołajkowy - dorośli
14 Bieg Mikołajkowy - dzieci
IV Bieg ENTRE.PL - dorośli
IV Bieg ENTRE.PL - dzieci
III Bieg ENTRE.PL - 10 km
III Bieg ENTRE.PL - Dzieci
II Bieg ENTRE.PL - 10 km
I Bieg ENTRE.PL - 10 km
I Bieg ENTRE.PL - dzieci
Zawody
Terminarz
Wyniki
Foto sklep
Plik cyfrowy
Wydruk zdjęć

Aktualności
12-11-2017
Drużynowe zwycięstwo ENTRE.PL Teamu w II Biegu Orła w Czosnowie

10-10-2017
Ruszyły zapisy do XI Górskiego Biegu ENTRE

25-09-2017
Beata Andres - III Miejsce Open Kobiet w XVII Maratonie Warszawskim

16-09-2017
Filip Babik triumfatorem II Bielańskiego Biegu Dzika na 5km! 

13-09-2017
Podium dla Beaty Andres w Warsaw Track Cup 2017

24-07-2017
Beata Andres Mistrzynią Polski Masters w biegu na 5 km


Archiwum

28-08-2008

Obóz kondycyjny - Szklarska Poręba 2008

Duże bieganie – krótkim tekstem.

Już na starcie wyścigu byliśmy przegrani. Nie dość, że wyjechaliśmy (Beata, Andrzej (entre) i ja) dwie godziny opóśnieni w stosunku do liderów (Renata, Darek), to jeszcze bagażnik z rowerem z tyłu samochodu nie powalał na rozwijanie prędkości ponaddświękowych. No i Andrzej nie zważając na propozycję Beaty, stracił całą minutę przy wyjeśdzie z Ursynowa.
Z Entre za kierownicą i Garminem jako przewodnikiem trudno jednak się nudzić, szczególnie jak się jedzie do Szklarskiej drogą gruntową szerokości pół samochodu lub pędzi „setką” boczną szosą. Warto jednak było to przeżyć (z naciskiem na „przeżyć”), bo pod pensjonat dojechaliśmy w tym samym czasie, kawalkadą trzech samochodów z Warszawki (w trzecim Zbyszek, Wojtek (Ours Brun) i Sylwester, których dogoniliśmy już w połowie trasy i zręcznym manewrem wyprzedziliśmy tuż przed Szklarską).

Czy w łóżku spać z Wojtkiem, a może z Beatąś Wybór niby prosty (no, może nie dla Beaty;)), szczególnie, gdy nie ma żony, ale do śmiechu nam nie było, gdy pokoje zarekomendowane jako trzyosobowe, okazały się mieć dwa łóżka, w tym jedno małżeńskie. Mieliśmy jednak ze sobą prawnika i księgowego, co pozwoliło na efektywne (efektowneś) negocjacje, i tak oto każdy z uczestników znalazł się w swoim pokoju, i swoim łóżku (łącznie z Filipem (Fil), który zmaterializował się w pensjonacie przed nami; Jonaszem (Jons), który pojawił się niewiadomo skąd i jak, tuż za nami; Rafałem (Rafael_Entre), zdążającym do Szklarskiej przez Szczytno, co spowodowało, ze dotarł o północy; i Jarkiem (Kostek), który zgodnie z planem miał zjawić się, i uczynił to w niedzielę). I nie prawdą jest, że Andrzej przez pierwsze dwie noce spał na obrusie, który udawał prześcieradło, Filip nie miał w łazience szafki, a Beata nie mogła opędzić się od chętnych na dostawkę w jej pokoju.

Właśnie wtedy, gdy sięgałem ręką uzbrojoną w otwieracz, do kapsla brązowej butelki, gdy jeszcze nie zdążyłem się dobrze rozpakować, nawodnić i wyspać po długiej drodze, okazało się, że mamy iść biegać. Biegaćśśśśś To po to jechałem tyle kilometrów, żeby biegaćśśśś Po to opuściłem dom, rodzinę, pracę, żeby biegaćśśśś No cóż, przeważyła wola większości i rozpoczęliśmy te wczasy od krótkiej, acz intensywnej przebieżki Drogą Pod Reglami.
Na tym bieganiu jednak się nie skończyło (!!!). Codziennie rano, kiedy normalni ludzie na urlopie jeszcze śpią, grupa fanatyków, wraz z towarzyszącymi im adeptami, spotykała się w kuchni na śniadaniu, by omówić plany dzienne i przygotować organizm do katorgi. Udzieliło się to nawet Entre, który zamiast udawać, że choruje przez cały tydzień, jak tylko poczuł się lepiej, wziął rower i zaczął zwiedzać okoliczne puby i schroniska z piwem. Dotarł nawet do Czech, gdzie nie było za darmo, było za to lepsze zaopatrzenie. Po co pojechał na Szrenicę, nie wiem, bo nic nie mówił, o żadnym piwie tam wypitym.
Po obiedzie robiło się cichutko, jakby każdy chował się z obawy przed kolejnym treningiem. Nikt jednak nie zdołał ukryć się na tyle dobrze, by czujne oko sztabu treningowego nie wypatrzyło go i nie zmusiło do kolejnego biegania, które kończyło się zazwyczaj kolejną torturą – kąpielą w lodowatej wodzie potoku spływającego ze Szrenicy. Jęki i szlochy torturowanych biegaczy słychać było od Szklarskiej, aż po Szrenicę.
Żeby nie było prosto, co jakiś czas trening zaczynał się w Jakuszycach, gdzie pętelki zaczynały się od 12km, a kończyły na trzydziestu. Zaliczyliśmy niejeden „samolot” i „worek”. Byli też tacy, którym nie dość było atrakcji i podążali na „Zakręt Śmierci”, by ścigać się z goniącymi ich samochodami i robić uniki przed tymi, które atakowały ich od przodu. Na najodważniejszych czekała też bieżnia na stadionie, po której przez cały dzień śmigali podobni im amatorzy kręcenia się w kółko. Jakby tego wszystkiego było mało, nie brakowało desperatów, którzy swoje nogi ćwiczyli wysoko w górach, biegając jak kozice po ścieżkach i kamieniach.
Tylko Zbyszek znosił to wszystko bez słowa skargi. Śmiem twierdzić, że gdyby nie czujni koledzy i koleżanki, którzy co jakiś czas zmuszali go do przerwy, zacząłby on swój bieg zaraz po przyjeśdzie, a skończył po dwóch tygodniach nie przeszkadzając sobie w tym przedsięwzięciu innymi czynnościami.
Pod nadzorem Wojtka krzywda stać się nam nie mogła. To on ze stanowczością Vice Prezesa dbał o jakość naszych treningów i czujnie przyglądał się naszej diecie. Już na samym początku, każdy pokój wyposażony został w puszkę białego proszku, który należało codziennie spożyć w ilości co najmniej czterech miarek.
Nawet Beata, mimo, że niejednokrotnie obiecywała zmianę nastroju, chodziła od rana do wieczora uśmiechnięta. Niejednemu z biegaczy serce zabiło mocniej, gdy łaskawie zwróciła na niego swój wzrok (nie dotyczyło to Wojtka, który wzrok Beaty odczuwał w zgoła odmienny sposób). Beata najwięcej napatrzyła się na Fila, który codziennie rozkładał swój kocyk pod jej oknem i pokazywał jej różne pozycje jogi.
Co przez całe dnie robili Renata z Darkiem nie wiem do tej pory. Ciągle opuszczali przytulny pensjonat ubrani w kuse, przylegające stroje i wracali spoceni po kilku godzinach. Czy o ich wyczynach przeczytamy w którymś z kolejnych numerów „Szklarskich Wiadomości”ś

Nasze mordęgi i katusze kończyły się „Na Winklu”, gdzie urocze kelnerki i kelnerzy donosili zmęczonym wędrowcom izotoniki, a niezmordowany kucharz przyrządzał frytki z kurczakiem, których niebiański smak skusił nawet wegetarian - Fila i Rafała. Sława „Winkla” dotarła nawet do Piotra (Bennet), który nie jeden raz zaszczycił nas tam swoją obecnością, oraz do innych biegaczy, którzy przybywali tłumnie biesiadować w gronie obozowiczów z Entre.pl Team’u.
Między ranną, a popołudniową sesją biegową czas umilało nam „Niebo w Gębie”, gdzie każdy mógł znaleść coś, co fachowcy żywieniowi nazywają „zbilansowaną dietą”.

Tylko jedna imprez w czasie obozu nie udała się – urodziny Jarka. Najpierw nie mogliśmy odpalić rac (hmmm, w sumie ciężko było to zrobić podpalając je od drugiej strony), a póśniej nie daliśmy rady wypić i zjeść wszystkiego, co przygotował Jarek i Alina, i przynieśli narażając życie i zdrowie Filip z niżej podpisanym. Śmiechom i rozmowom nie było końca, co skutecznie, zamiast kawy, powstrzymywało innych pensjonariuszy przed snem.

Obóz udał się połowicznie… to znaczy pierwsza połowa. Na drugiej nie byłem, więc ocenić nie mogę, aczkolwiek z doniesień zaufanych osób wynika, że w kuchni zaczęła pojawiać się niezidentyfikowana postać, wyjadająca zapasy innych pensjonariuszy. Oj, nieładnie, gdyby okazało się, ze to jeden z biegaczy Entre, pozbawiony pomocy kolegów, musiał w ten sposób szukać pożywienia, żeby nie zginąć z głodu!

Radek



Legenda:
„samolot” – w zasadzie to nie wiem, o co chodzi. Nigdy tam nie byłem. To chyba jakaś górka, na którą trzeba było wejść lub wbiec podczas treningu. Słyszałem, że na szczycie jest jakiś dziwny mikroklimat – mało tlenu i ciężko się oddycha ;).
„worek” – tę atrakcję zaliczyłem. Bardzo fajna trasa od schroniska Orle do drogi między Orle a Jakuszycami. Trochę w górę, trochę w dół, a czasami po płaskim.
„Zakręt Śmierci” – trasa od „Zakrętu Śmieci” w kierunku Świeradowa.
Urocze kelnerki – termin całkowicie na miejscu zważywszy, ze każdy uważa siebie za uroczego, a osobę niosącą piwo do stolika można nazwać kelnerką lub kelnerem
Izotonik – napój z browaru Rohozec Skalak.
Frytki z kurczakiem – frytki z przyprawą nadającą im smak jakby pochodziły z oleju, na którym smażony był również kurczak.

Wszystkie wymienione w tekście z imienia lub nicku osoby są prawdziwe i brały udział w tych szaleństwach, co niżej podpisany może zaręczyć swoim słowem.

Więcej zdjęć w klubowej galerii. Zapraszamy.



Archiwum     Najnowsze

 

Aktualności .::. Zawodnicy .::. Galerie .::. Artykuły .::. Terminarz .::. Wyniki
Sztuka Biegania .::. Sztuka Kadru .::. Strona główna
Copyright © 2005-2011 ENTRE.PL Team